Kolonizacja przez innych planet, księżyców, jest tematem poruszanym i analizowanym zarówno przez naukowców, jak i pisarzy od co najmniej wieku. Są co najmniej dwa argumenty uzasadniające planowanie takiej kolonizacji. Po pierwsze, w założeniu może ona zmniejszyć problem przeludnienia Ziemi. Po drugie, może zapewnić przetrwanie rodzaju ludzkiego, gdyby na Ziemi zdarzył się poważny kataklizm.
Problem polega na tym, że planety, księżyce, do których, przy obecnym rozwoju technologii, realnie jesteśmy dotrzeć, mieszczą się wyłącznie w naszym Układzie Słonecznym. Powiedzmy sobie szczerze, nie są to miejsca przyjazne do zamieszkania. Nierealne wydaje się masowe zaludnienie w Układzie Słonecznym miliardami ludzkich mieszkańców innych ciał niebieskich, niż Ziemia. Najprzyjaźniejszą planetą do zamieszkania w naszym Układzie wydaje się Mars. Jest to mroźna, pustynna planeta, mimo że jest tam trochę wody, z atmosferą składającą się z dwutlenku węgla, sto razy rzadszą niż ziemska. Mars ma także bardzo słabe pole elektromagnetyczne, więc ludzcy Marsjanie musieliby sobie poradzić z uciążliwym problemem promieniowania słonecznego, zwłaszcza podczas tzw. burz słonecznych. Jeżeli do kolonizacji Marsa kiedykolwiek dojdzie, to raczej mało prawdopodobne, aby w perspektywie kilkuset lat populacja tej planety była wyższa niż aktualna populacja Antarktydy, czyli maksymalnie kilka tysięcy osób. Na Antarktydzie nie ma stałych mieszkańców, właśnie z uwagi niekorzystne, tak jakby – nieziemski- warunku, ale stale przebywają tam ludzie.
Planeta, która mogłaby być zamieszkana przez miliardy ludzi, musi być bardziej podobna do Ziemi niż Mars. Co najmniej musiałaby mieć nietoksyczną dla ludzi atmosferę z odpowiednim ciśnieniem, zasobami wody, zbliżoną grawitację, niezbyt wysoką temperaturą (z niskimi temperaturami ludzie sobie poradzą) i posiadać silne pole magnetyczne.
Niejednokrotnie czytamy doniesienia o sensacyjnym odkryciu „drugiej ziemi”. Przy czym tak naprawdę, to są mgliste odkrycia z wykorzystaniem zaawansowanych przyrządów obserwacyjnych na Ziemi i ziemskiej orbicie. To, że odkryto jakieś pozasłoneczne planety, wiemy na pewno. Jesteśmy nawet w stanie rozróżnić niemożliwe do zamieszkania gazowe olbrzymy i potencjalnie możliwe do zamieszkania planety skaliste. Nie wiemy czy są to planety bardziej podobne do Ziemi, czy np. do Wenus, z dobą trwającą pół roku, niezwykle gęstą, toksyczną atmosferą i średnią temperaturą +500°C. Warto więc najpierw sprawdzić, i to szybko oraz dokładnie, jak naprawdę wyglądają te pozasłoneczne potencjalne „drugie ziemie”, zanim wyśle się tam ludzi. Nie można wysłać ciężkiej sondy, bo podróż takiej do najbliższej gwiazdy mogłaby trwać tysiące lat. Wiemy jak długo czekaliśmy na dotarcie sondy choćby do Plutona.