Co najmniej dwa miliony kilometrów na godzinę , czyli pięćdziesięciokrotnie szybciej niż najszybszy dotychczas ludzki załogowy statek kosmiczny. Z taką prędkością kosmos przemierzały dinozaury, czy ludzie epoki kamienia łupanego. Cóż się stało? Czyżby zdarzyła się jakaś zapaść technologiczna? Nic z tych rzeczy.
Wszyscy podróżujemy potężnym pojazdem kosmicznym napędzanym grawitacją. W tym pojeździe poruszamy się jeszcze mniejszym pojazdem, w którym jest jeszcze mniejszy pojazd i tak dalej.
Wyobraźmy sobie, że stoimy na peronie, przed nami śmiga pociąg z prędkością 300 km/h. W środku tego pociągu jedzie pociąg zabawka od końcowego wagonu do lokomotywy po zabawkowych torach z prędkością 10 km/h, a przez zabawkowy pociąg od ostatniego wagonu do lokomotywy przebiega mysz z prędkością 2 km/h, po myszy od ogona aż po pyszczek spaceruje sobie pchła z prędkością 1/1000 km/h. Tutaj podajemy prędkości względne, prędkości pociągu względem peronu, pociągu zabawki względem tego prawdziwego, i tak dalej. Ale, czy my na peronie stoimy? Czy peron stoi w miejscu?
Ziemia orbituje wokół słońca z prędkością ponad 107 tysięcy km/h, czyli niby dwu i półkrotnie szybciej niż najszybszy ludzki pasażerski statek kosmiczny. Słońce, a właściwie Układ Słoneczny okrąża centrum Drogi Mlecznej z prędkością ponad 906 tysięcy km/h. Droga Mleczna, nasza galaktyka również przemieszcza się w przestrzeni kosmicznej i to jeszcze szybciej. Zbliża się do Wielkiego Atraktora, olbrzymiego skupiska gromad galaktyk z prędkością około dwóch milionów km/h. Jak to się dzieje, że ludzkiemu statkowi kosmicznemu, poruszającemu się ze ślamazarną prędkością 40 tysięcy km/h Ziemia, Słońce a nawet Droga Mleczna nie uciekły?
Takie pytanie może wynikać jedynie z ignorancji i jest to standardowe pytanie zwolenników teorii tzw. płaskiej Ziemi. Niektórzy z nich pytają przecież, dlaczego Ziemia, skoro jest kulą obracającą się wokół własnej osi, nie ucieka nam spod nóg, jeśli podskoczymy, a tym bardziej oderwiemy się od niej samolotem. Tu odpowiedź jest oczywista, grawitacja powoduje, że dalej obracamy się razem z Ziemią, tak jak cząsteczki atmosfery. Oczywiście siłę grawitacji można pokonać. Tak samo można przecież opuścić Ziemię, a nawet Układ Słoneczny, co prawdopodobnie udało się sondzie Voyager 1. Jednakże co do zasady poruszając się statkiem morskim po ziemskich oceanach, poruszamy się razem z Ziemią wokół Słońca. Poruszając się statkiem kosmicznym po Układzie Słonecznym, razem z Układem poruszamy się wokół centrum Drogi Mleczne, a z naszą Galaktyką zbliżamy się do Wielkiego Atraktora. Jesteśmy niczym pchła spacerująca po myszy, spacerującej przez zabawkowy pociąg jadący wzdłuż pędzącego torami Pendolino, TVG, albo Malgeva.
Dwa miliony kilometrów na godzinę, prędkość dla ludzkiej technologii nieosiągalna, jest już zatem prędkością z którą na pewno się poruszamy w stronę Wielkiego Atraktora. Nie jest to nawet jedna tysięczna prędkości światła. Nie można jednak wykluczyć, że w całej czasoprzestrzeni istnieje punkt, względem którego osiągamy jeszcze większe prędkości, nawet bliskie prędkości światła. Aż strach sobie wyobrazić, co się stanie, gdy nagle jakaś wszechmocna istota, być może nawet sam Bóg, powie całemu temu ruchowi „Stop!” i wszechświat posłucha. To byłoby niewątpliwie apokaliptyczne hamowanie.